O REPORTAŻACH DOMOWYCH
Pod koniec 2020 roku prawie-że skończyliśmy remont naszego domu, parter zamienił się w studio, a my – przeprowadziliśmy się z życiem na piętro. Kilka miesięcy później moja 7letnia wówczas córka powiedziała któregoś dnia – „Mamo, bo ja już tak trochę nie pamiętam, jak to było, kiedy mieszkaliśmy na dole! Jak to dobrze, że robisz nam zdjęcia… Czy możemy je teraz obejrzeć, bo chcę to sobie przypomnieć?”
Szczupłe paluszki śmigały po kartach albumów, zatrzymując się co jakiś czas na dłuższą chwilę, bystre oczka łapczywie chłonęły obrazki, dziewczyny prześcigały się w zadawaniu pytań. I jak zawsze przy tej okazji, kolejny raz opowiedziane zostały najróżniejsze towarzyszące zdjęciom historie.
Albumy wróciły na półkę. A do mnie z pełną mocą dotarło znaczenie tej całkiem niepozornej sytuacji.
W czasach mojego dzieciństwa raczej nie robiło się zdjęć, jeśli nie było ku temu konkretnej okazji. Ja w dodatku osobiście szczerze nie znosiłam, kiedy ktoś kazał mi się uśmiechać, patrzeć prosto w obiektyw i pozować. Czasem żartuję, że to właśnie dlatego zostałam fotografką – bo najlepiej czuję się po tej bezpiecznej dla mnie stronie aparatu. Nie mam więc zbyt wielu zdjęć, na których jestem obecna i dziś strasznie tego żałuję. Bo są osoby i miejsca, o których wiem, że były mi bliskie, ale – czas płynie, dużo się dzieje. Wspomnienia… bledną. I choć staram się pielęgnować w głowie coraz bardziej rozmyte strzępki, to czasami zastanawiam się, na ile faktycznie pamiętam, a może już tylko to sobie wymyśliłam…
Oglądanie albumów z córkami uświadomiło mi, że to właśnie był powód, dla którego zajęłam się na poważnie fotografią. Żeby robić im lepsze zdjęcia. Żeby… pamiętały. Żeby miały wspomnienia nie tylko z rodzinnych uroczystości, ale właśnie – takie zwykłe. Te ze zdjęć bez okazji. Które czasami nazywam zdjęciami o niczym. A czasami mówię, że to „po prostu zdjęcia”. Dlatego aparat towarzyszy mi wszędzie, dokumentując najróżniejsze momenty naszego życia.
Naszą zwyczajność. Codzienność.
Oczywiście – niektórzy z was właśnie zadają sobie pytanie – no dobra, ale przecież my też robimy sobie takie zdjęcia, wiadomo, przecież mamy powszechny dostęp do najnowszych zdobyczy technologii, a niejeden telefon wyposażony jest w świetny aparat. Ale… Warto zdać sobie sprawę, że osoba patrząca na was z boku może wyłapać momenty, na które wy sami – w ich oczywistości – często nie zwracacie uwagi. Poza tym, na ilu zdjęciach jesteście w komplecie? Ile z tych zdjęć macie wywołanych, ile wisi w ramkach, ile jest w albumach? I ile z nich zostanie, żeby kiedyś, za wiele lat można sobie było przypomnieć?
***
Od pewnego czasu coraz częściej słyszę – „Hej, a nie wpadłabyś kiedyś do nas, zrobiłabyś nam takie zdjęcia jak robisz swojej rodzinie, dla siebie?”
– moja odpowiedź jest oczywista. Zawsze! Z największą przyjemnością.
Gdybyście więc i wy nabrali ochoty, by mnie do siebie wpuścić – poniżej garść informacji:
1. Nie wykonuję retuszu zdjęć reportażowych (tzn. nie wygładzam twarzy, nie usuwam przedmiotów z tła itp.) – obróbka polega na korekcie kolorystycznej, często zdjęcia są czarno-białe. Zależy mi, by zdjęcia były jak najbardziej naturalne. Staram się dokumentować waszą codzienność taką, jaka ona jest.
2. Gdzie odbywają się reportaże?
W waszych domach, ogrodach i na waszych podwórkach. Albo w domach, ogrodach i na podwórkach waszych bliskich, na przykład – u dziadków. Lub w innych miejscach, które mają dla was znaczenie.
3. W jakich dniach i godzinach odbywają się reportaże domowe?
Wszystkie szczegóły naszego spotkania ustalamy indywidualnie.
4. Jak przygotować się do reportażu?
Przede wszystkim… nie przygotowujcie się w żaden specjalny sposób. Jeśli mama na co dzień nie nosi makijażu, wcale nie musi robić go sobie na sesję. Nie musicie odmalowywać ścian w domu, robić przemeblowania ani gruntownie sprzątać. Nie ma żadnych sugestii dotyczących strojów – bądźcie po prostu ubrani, a nie przebrani. Wyglądajcie tak, jak wyglądacie na co dzień. Bądźcie tacy, jacy jesteście naprawdę. Dajcie sobie i dzieciom szansę na zdjęcia, na których będzie wasza rzeczywistość.
5. Jak przebiega reportaż?
Każda rodzina, każdy dom i podwórko są inne. Więc to, jaki będzie przebieg naszego spotkania okaże się w trakcie. W przypadku domowych reportaży nie ma żadnego planu ani schematu, po prostu płyniemy z biegiem wydarzeń. Co ważne – nie nakręcajcie dzieci – ot, możecie im wspomnieć, że odwiedzi was ciocia Kasia z aparatem, ale w gruncie rzeczy nie trzeba się tym specjalnie przejmować. Bez niepotrzebnej spiny. Niech dzieci robią to, co mają ochotę robić. Mogą brudne, bose i potargane po zabawie z psami na podwórku skakać po kanapie (to moja młodsza córka). Albo mogą w ulubionych ogrodniczkach czytać książkę/rysować przy swoim perfekcyjnie wysprzątanym biurku (to moja starsza córka). A my wypijemy kawę, pogadamy. Może przejdziemy się waszą ulubioną trasą na spacer z psem, może złożymy razem niezapowiedzianą wizytę dziadkom? A może w waszym życiu właśnie coś się wydarzyło – na przykład przywieźliście przed chwilą do domu wasze nowonarodzone maleństwo?
Nieważne, czy jest jakakolwiek okazja, czy nie ma żadnej okazji. Pozwólcie mi pobyć trochę w waszym towarzystwie – to wystarczy.
I gdy rzeczy po prostu będą się działy, to ja, zwyczajnie – zrobię wam zdjęcia.
Żeby kiedyś, za wiele lat, można sobie było przypomnieć.